menu

Biskaje w listopadzie? Potrzymaj mi… herbatę. Żyjemy i płyniemy dalej!

Mikołaj Nowak

December 18, 2024

3 min

Na temat samej Zatoki słów kilka...

Zatoka Biskajska to osławiony fragment Oceanu Atlantyckiego, położony pomiędzy północnym wybrzeżem Hiszpanii a południowo-zachodnim wybrzeżem Francji. Przez swoje położenie, specyficzne ukształtowanie dna oraz często wchodzące tam fale z północnego Atlantyku, wśród żeglarzy kojarzy się ona przede wszystkim z wredną, wymagającą żeglugą w trudnych warunkach. Pamiętajmy jedno, dokładny routing meteo i precyzyjne, niespieszne zaplanowanie skoku to podstawa do bezpiecznego pokonania Biskajów!

13 XI 2024, Brest. Pora sprawdzić prognozę pogody.

Siadamy we dwóch w mesie, ściągamy prognozę z PredictWind’a, zestawiamy ją z Windy i kombinujemy, jak by się tu prześlizgnąć. Modele całkiem się ze sobą zgadzają, każdy z nich wskazuje, że sensowne będzie wyjście następnego dnia po południu, na plecy wygaszającego się silnego wiatru, który uciekać ma w stronę oceanu i dalej się uspokajać, dając nam 3 doby względnego spokoju na szybkie i bezpieczne pokonanie Zatoki. Nasz pomysł konsultujemy zatem z kilkoma bardziej doświadczonymi przyjaciółmi i dostajemy feedback, że nasz plan jest mądry i bezpieczny. Szykujemy zatem łódkę, sztaujemy co się da i idziemy na ostatni spacer po jesiennym Breście.

Kolejnego dnia wyspani i umyci ogarniamy tankowanie i około godziny 1500 wraz z wysoką wodą opuszczamy Marinę de Chateau w Breście. Pierwsze dwie, może trzy godzinki jedziemy na silniku. W okolicy Camaret-sur-mer podziwiamy wspaniały zachód słońca i dosłownie kawałek dalej dzieje się magia. Zafalowanie pojawia się dosłownie znikąd, jakby za sprawą Neptuna pstrykającego palcami i wcale nie towarzyszy mu wzrost siły wiatru. Wprawdzie wieje już stabilne 20 węzłów z idealnego i bezpiecznego dla nas kierunku wschodniego, ale fala, która zaczęła momentalnie rzucać Lilly jest do niego absolutnie niewspółmierna. Fale często łapią się w pary bądź trójki, które idą nie do końca równo ze sobą. Jakie są tego efekty? Dla łódki – żadne. Serio, nasz kumpel Maurycy Autopajlot, mimo sporego rozkołysu kurs trzyma jak od linijki, oba żagle na drugim, zachowawczym refie doskonale pracują i na zegarze prędkość SOG (speed over ground) w zasadzie nie spada poniżej 5,5 knota. 

Z nami sytuacja ma się nieco gorzej...

Nie zrozumcie mnie źle, żadna choroba morska czy złe samopoczucie nas nie dopadło, ale życie pod pokładem przypomina bardziej losy warzyw na zupę krem w termomixie, niż spokojną wachtę przy filiżance herbaty. Co tu dużo mówić, mamy ogromne problemy, żeby zasnąć, gotowanie czegokolwiek na tym rozkołysie to istne samobójstwo, więc jesteśmy trochę zmęczeni, może nieco rozdrażnieni. Cóż, powiadam Wam, że tak pysznej suchej bułki z kabanosem w życiu jeszcze nie jadłem! Słowo! Kolejnego dnia, bliżej oceanu fala już trochę się wydłuża, co pozwala w nadal nie największym komforcie zagrzać wodę i przygotować liofilizowane obiadki, u mnie ziemniaki z gulaszem wołowym, a u Daniela – zielony kociołek gumbo, czymkolwiek takowy jest. 

Jedno jest pewne, tłoczno to tam nie było.

W ciągu naszych 71 godzin, które spędziliśmy na Biskajach, widzieliśmy zawrotne 2 statki, w dodatku wyłącznie na ekranie AISa. 

Nasz plan minimum zakładał dotarcie do hiszpańskiej A Coruny, jak to zwykle się dzieje w przypadku biskajskich przelotów. Z uwagi jednak na optymistycznie zaczynający się dzień 17 listopada, miły i spokojny wiaterek oraz brak fal bijących w nasze burty, zdecydowaliśmy o pojechaniu już za cypel Półwysu Iberyjskiego do małego porciku w mieście Muxía, gdzie finalnie zacumowaliśmy punktualnie o godzinie 1000. Stresów narazie koniec, odpoczywamy i jutro startujemy do Porto, doba na silniku jak nic!

Poczytaj też

Pomimo psychicznie męczących warunków, sporego ruchu statków oraz chłodnych temperatur, udało nam się bez szwanku pokonać kolejny etap rejsu!
Wyruszyliśmy! Zapraszamy do prześledzenia pierwszego fragmentu naszej wyprawy! Za nami już całkiem niezły kawał drogi, ale płyniemy dalej!
Po wielu godzinach ciągnięcia kabli, spinania złączek, bezpieczników, liczenia obciążeń i balansowania baterii, w końcu mamy prąd!
en_GBEnglish