Słów kilka na początek
Płynąc przez Atlantyk klasyczną, pasatową drogą ze wschodu na zachód, dobrym wyborem na karaibskie lądowanie wydaje się być właśnie Martynika. Stanowi ona jeden z zamorskich departamentów Francji, podobnie jak chociażby Gwadelupa czy północna część Saint Martin, co czyni ją w zasadzie Europą za oceanem. Strefa pierwsza roamingu, pospolitość płatności elektronicznych, unijne standardy dotyczące jedzenia i inne dogodności, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Dla każdego żeglarza przekraczającego ocean to świetna informacja, nie tylko z powodu wytęsknionej świeżej bagietki czekającej w każdej piekarni czy Carrefourze, ale przede wszystkim przez fakt, że dostęp do usług, fachowców oraz części zamiennych jest niemalże tak samo duży, jak w portach takich jak Cherbourg czy Brest (choć jest drożej).
Sainte Anne
Idąc z wielkiej niebieskiej kałuży pierwszym świetnym kotwicowiskiem do odpoczynku po crossingu jest zatoczka przy małej, urokliwej miejscowości Sainte Anne. Wchodząc, uważaj na ogromną liczbę rybackich sieci oraz klatek na langusty, które okoliczni poławiacze oznaczają bojkami lub pustymi butelkami typu PET. Najwygodniej będzie stanąć na głębokości około 5 metrów, ale pamiętaj, by mocno zaciąć kotwicę, bo na dnie jest trochę trawy i resztek koralowców.

Wycieczkę pontonem na plażę lub dinghy dock najlepiej zacznij od odprawy celno-paszportowej. Zrobisz ją w 15 minut, za piątaka, w kreolskim, lokalnym barze BouBou, który prowadzi przemiły starszy Francuz. Czynne do 1500 we wszystkie dni tygodnia poza środą. Oprócz czynności wjazdowych, warto zjeść tam lokalny obiad wyceniony na ekwiwalent całkiem uczciwych około 15 euro.
W miasteczku znajdziecie mały Carrefour, targ rybno-owocowy, doskonałą neapolitańską pizzę, aptekę i sporo sklepów z pamiątkami. Jest klimatycznie i dużo bardziej karaibsko niż w, znanym wszystkim, Le Marin. Bez problemu zrobisz także pranie, a spacer z dinghy docku nie zajmie więcej niż 10 minut.

Le Marin
W tej samej zatoce, co Sainte Anne, tylko głębiej znajduje się jedno z zagłębi karaibskiego żeglarstwa, czyli znane i… niekoniecznie lubiane – Le Marin. Wchodząc z Sainte Anne, sztywno trzymaj się toru podejściowego (obowiązuje system IALA B!), bo nie brakuje tam mielizn, sieci i innych przeszkód, których nie chcesz zaliczyć na kilkanaście minut przed upragnionym zimnym piwkiem. Jeśli stajesz na haczyku, stań po lewej stronie, wybierz miejsce tak, by mieć jak najbliżej do sklepu spożywczego Plibel Price, jest tam nawet dedykowany dinghy dock dla robiących zakupy żeglarzy, sam sklep jest chyba najtańszym w okolicy, a całego asortymentu nie wykupują czarterobiorcy z mariny, choć i tak poranne łowy będą bardziej owocne. Aha, jajek nie znaleźliśmy tam ani razu.
Jeśli jednak po 2-3 tygodniach na oceanie marzy Ci się trochę luksusu, normalny prysznic lub po prostu preferujesz stanie w marinie, koniecznie zabookuj miejsce wcześniej, za pomocą strony internetowej. System jest banalnie prosty, a dzięki wysłaniu dokumentów jachtu oraz płatności online, dużo łatwiej dogadasz się z asystującymi na ribach marinero. Za jedenastometrową Water Lilly płaciliśmy coś w okolicy 25 euro za dobę + prąd i woda według zużycia, ale do wyboru są też bojki za nie więcej niż 7 euro. Marinę wołaj na kanale 9 VHF w momencie, gdy znajdziesz się przy ostatniej czerwonej boi toru podejściowego MA13, inaczej lubią opierdzielić przez radio, że im w pracy przeszkadzasz, a Ciebie jeszcze nie ma, więc po co trujesz. Karaiby…
W samym porcie jest kilka knajpek, mały Carrefour, a odprawę zrobisz na komputerach w biurze mariny. 80% obłożenia to czartery, więc weekendy są tłoczne. Przy wyjściu znajduje się duży Auchan, ale asortymentu zwykle brakuje i jest drogo.Po zakupy polecamy udać się dingaczem do wcześniej wspomnianego Plibel Price’a. Gdy potrzebujesz części lub profesjonalnej pomocy, w starej marinie (10 minut spacerkiem w lewo od wyjścia z portu) znajdziesz dobrze wyposażony (i drogi) sklep żeglarski Caraibe Marine oraz centrum wszelakich usług jachtowych o tej samej nazwie, całkiem sensowny sklep z silnikami i osprzętem, a nam niejednokrotnie pomógł również mechanik z firmy Dream Yacht Charter, dając śrubki czy inne drobne elementy. Na Martynice mieliśmy do wymiany dwie wanty, dwie poduszki pod silnikiem i potrzebowaliśmy parę gratów na zapas. Wszystko udało się załatwić w Le Marin.
Największy minus portu? Położenie w samym końcu dość wąskiej zatoki wywołuje tam nieprawdopodobny zaduch.
Fort de France
Wybierając się do stolicy Martyniki polecam zakotwiczyć przy samym forcie, im bliżej prawej strony, tym mniejszy rozkołys od kursujących tramwajów wodnych. Jest plaża z prysznicami oraz dinghy dock. Podczas karnawału wieczory są imprezowe, nie brakuje tańców i przemarszy pełnych pokazów artystycznych.
Zakupy najlepiej zrobić w sklepie Caraibe Price, sytuacja analogiczna do Plibel’a w Le Marin – tanio, a dobrze. Knajpek i kafejek jest bez liku. Mnie do gustu w tym miasteczku najbardziej przypadły murale, których mnogość zauważysz najpóźniej po 15 minutach spacerowania. Linie: A i B okolicznych autobusów zapewniają dojazd na lotnisko oraz do zagłębia, gdzie znajdziesz ogromny sklep budowlany, L’eclerc oraz decathlon. Warto się wybrać, by uzupełnić narzędzia, złączki i inne bzdety. My zakupiliśmy tam wiatraki i kilka zestawów do snorkowania.

W miasteczku jest teatr, w którym obczaić można stare rekwizyty zrobione głównie ze śmieci, wstęp darmowy. Do tego 7 euro za wejściówkę do muzeum geologicznego, parę godzin spacerowania i stolica ogarnięta.

Saint Pierre
Jakieś 12 mil na północ od FDF znajduje się dawna stolica Martyniki – Saint Pierre. To jedyna lokacja, której nie odwiedziliśmy jachtem, bo podjechaliśmy tam podczas tripa samochodowego, a szkoda, bo pod wodą znajdują się tam rzeźby, które z łatwością podziwiać można nurkując z maską i rurką.
Samo miasteczko zostało niegdyś zniszczone przez erupcję wulkanu Montagne Pelée w 1902 roku. Ta katastrofa położyła kres czasom, gdy Saint Pierre było głównym ośrodkiem gospodarczym wyspy. Co ciekawe, wybuch przeżyły zaledwie 3 osoby, a jedną z nich był więzień – marynarz odsiadujący ówczesny wyrok za awantury po alkoholu.
Las Anses - D’Arlet
Jeśli jesteś miłośnikiem snorkowania, jako pierwszy punkt na Martynice proponuję zatoczkę Anse D’Arlet. Pierwsze dwa żółwie widzieliśmy tam już podczas wydawania łańcucha kotwicznego po przypłynięciu. Warto też podpłynąć sobie do skał i pooglądać setki małych, kolorowych rybek i rozgwiazd. Na brzegu jest kościół i małe miasteczko. Blisko stamtąd na kilka tras hike’owych, więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Anse Dufour i Anse Noir
Te dwie sąsiednie zatoczki to moje ulubione spoty do kotwiczenia „na luźno”. W Anse Noir jest głębiej, my stawaliśmy tam na około 10 metrach, żeby łapać więcej przyjemnego wiatru z morza. Na brzegu znajdziesz dziką plażę z piaskiem w kolorze czarnym i chatkę Robinsona Crusoe. To wszystko! Cisza i spokój.

W Anse Dufour, gdzie z Noir możesz śmiało przejść lądem, po schodach w nie więcej niż 10 minut, przepłynąć dingaczem lub wpław, jest kilka klimatycznych, lokalnych barów z kreolską kuchnią i napojami. Plaża jest mocno turystyczna i w ciągu dnia przypływa tam sporo motorówek z jednodnowymi wycieczkami.

Obie zatoki oferują możliwość przepięknego snorkowania, pływa tam zawsze kilka lub kilkanaście żółwi, a najbardziej kolorowe rybki znajdziesz przy skałach pomiędzy zatokami. O bajecznych zachodach słońca nawet nie wspomnę.
Najciekawsze atrakcje turystyczne
Podczas naszego pobytu na Martynice, poza usprawnieniami technicznymi jachtu, snorkowaniem i planowaniem kolejnych etapów rejsu, odwiedziliśmy kilka ciekawych miejsc, które z najszczerszą chęcią polecam zobaczyć i Tobie.
Pierwsza lokacja to ogród botaniczny Jardin de Balata. Z Fort de France dojedziesz tam busem lub autem w 30, może 40 minut. Bilet za 16 euro gwarantuje możliwość zobaczenia licznych endemicznych gatunków roślin, pięknych palm czy kolibrów. Spacerowanie jest po prostu przyjemne i zajmuje około 1,5 godziny, choć w mojej opinii, cena wejściówki w stosunku do oferowanych wrażeń przeszacowana jest conajmniej dwukrotnie.

Mnie do gustu o wiele bardziej przypadła destylarnia lokalnego rumu Clément, oddalona od Le Marin jakieś pół godziny drogi samochodem po doprawdy krętych i widokowych drogach. Wstęp kosztuje 13 euro, ale w ramach wizyty oglądać możemy ogród botaniczny z dziełami sztuki nowoczesnej, stare kadzie, beczki i cały tradycyjny osprzęt do produkcji rumu, kilka historycznych filmów, domy niegdyś zamieszkałe przez właścicieli oraz pracowników, a na koniec przechodzimy przez salę, gdzie umieszczono aromaty licznych koktajli i przystępujemy do profesjonalnej degustacji rumów białych, ciemnych, likierów oraz owocowych punchy. Dużo wiedzy, bardzo estetyczne miejsce. Polecam!

Jeśli jesteś fanem hike’ów i przygód górskich, z pewnością warto, byś wybrał się na wspomniany już wcześniej wulkan Montagne Pelée. Z Fort de France autem dojedziesz tam bez problemu w niecałe 40 minut, a sama trasa nam zajęła prawie 5 godzin. Szlak jest dobrze oznakowany i całkiem wymagający. Wulkan zwykle skryty jest wśród chmur, sporo pada, więc weź to pod uwagę planując ubiór na wycieczkę.

Główna porada ode mnie à propos zwiedzania tej francuskiej wyspy? Wynajmij auto! Bez problemu zrobisz to na lotnisku lub w Le Marin, w FDF również są wypożyczalnie, lecz nam żadna z trzech, które odwiedziliśmy, nie mogła rzekomo samochodu ogarnąć na jutro, kazali czekać tydzień. Nie, to nie. Za cenę mniej więcej 50 euro za dobę zdobędziesz pełną niezależność eksploracji, a gwarantuję Ci, że składając się z załogą całkowita kwota za osobę wyjdzie porównywalna z łączną ceną biletów autobusowych. Jedyna różnica będzie taka, że oszczędzisz ogrom czasu oraz nerwów spowodowanych bardzo „karaibskim” podejściem kierowców do rozkładu jazdy.
Podziękowania
Powyższe informacje aktualne są na moment pisania owego artykułu przypadający na marzec 2025 roku. Za wskazówki, porady, historie i kontakty, bez których ten poradnik by nie powstał, serdecznie dziękuję kpt. Kasi z jachtu S/V White Dog, kpt. Jurkowi Stępniewskiemu oraz kpt. Marcinowi Dobrowolskiemu. Ja jedynie pozwoliłem sobie te porady poskładać razem, nieco odświeżyć i przekazać dalej. Pływajcie bezpiecznie i szybko. Enjoy!