menu

Przygotowania do rejsu: Instalacja elektryczna na Water Lily cz. 1

Daniel Krzyżański

21 marca, 2024

3 min

Na wstępie tego artykułu pragnę zaznaczyć, że zarówno mnie, jak i Mikołajowi baaardzo daleko do elektryków, więc wszystkie treści, które zaprezentujemy Wam w tej serii to jedynie nasze pomysły i patenty i nie należy traktować ich jako podręcznikowych. 

Z tego miejsca bardzo serdecznie chcielibyśmy podziękować Jurkowi z jachtu s/y „Katharsis One”, Michałowi z jachtu s/v „Crystal”, Kasi i Marcinowi z „White Dog’a” oraz Martynie i Maciejowi z „Donny”. To właśnie Ci cudowni ludzie odezwali się do nas, całkowicie bezinteresownie oferując wsparcie bardziej doświadczonych kolegów żeglarzy w przygotowaniu oraz zaplanowaniu wszystkich instalacji oraz pozostałych aspektów podróży, o których z pewnością napiszemy na tym blogu. Jesteśmy z nimi w stałym kontakcie i ultra doceniamy ich pomoc. Wpadnijcie na ich stronki i sprawdźcie ich żeglarskie aktywności!

Dlaczego instalacja elektryczna jest taka ważna?

Temat ten można byłoby opisywać pewnie w osobnym artykule, ale przy okazji tego wpisu chcielibyśmy skupić się na tym, dlaczego jest ona ważna w naszym rejsie.

Przede wszystkim cały system elektryczny obejmuje zarówno czysto hotelowe oświetlenie wnętrza, jak i chociażby oświetlenie nawigacyjne czy autopilot, bez których bezpieczna żegluga nocą byłaby niemożliwa. Lily to jak wiecie, jacht pochodzący z roku 1989, jednym słowem leciwa z niej kobietka :). A czy wiecie, jak kiedyś usprawniano lub naprawiano system elektryczny? Ano stare kable się wypinało, a obok dokładało kolejny, później kolejny i tak powstało 35-letnie przewodowe spaghetii.

Pomijając już fakt, że nie znamy ani modeli kabli ani stopnia ich atestacji, to połowa z nich podłączona była…nigdzie, dosłownie ginęła gdzieś za tablicą. Te wszystkie kabelkowe dziwactwa oraz liczba modyfikacji, które planujemy jasno dały nam do zrozumienia, że trzeba to raz, a porządnie zaorać i położyć od nowa.

Stare kable za tablicą rozdzielczą
Stare kable po wyjęciu tablicy rozdzielczej

Od czego zaczęliśmy elektryczną dłubaninę?

Naszą przygodę z jachtową elektryką rozpoczęliśmy od konsultacji z Krzyśkiem, który zawodowo zajmuje się montowaniem zaawansowanych systemów na jachtach. Dzięki niemu udało nam się dobrać wszystkie sprzęty do spięcia zasilania z solarów, kei oraz alternatora razem z bankiem litowych ogniw oraz wszystkich urządzeń, które wykorzystywane będą na jachcie. Ten wątek obiecujemy dokładnie opisać, gdy tylko zmontujemy całą instalację na gotowo. 

Co ważniejsze na początku prac, ustaliliśmy grubości kabli, które ciągnąć będziemy po zakamarkach naszej łódki.

Następnie wizytując na Lily rozpoczęliśmy procedurę dochodzenia, który kabel do czego idzie i w jaki sposób. Zaufajcie mi, to do prawdy ciekawe przeżycie, gdy od tablicy rozdzielczej latacie raz do dziobu, a raz do kolumny steru szukając połączeń między przewodami. Cóż, uważam, że poszło nam całkiem nieźle, bo praktycznie całą instalację 12v wypruliśmy w niespełna 3 dni.

Komu gryza makaronu?

Co pojawi się w przyszłości?

Nasz plan na system elektryczny to przede wszystkim pełna autonomia jachtu. Z uwagi na trasę wzdłuż pasatów, czyli w rejonach głównie pięknej, słonecznej pogody, 99% zapotrzebowania energetycznego pokrywać chcemy ze słońca. Na rufowej bramie planujemy położyć między 1,2 a 1,5 kW paneli fotowoltaicznych.

Jak autonomia, to oczywiście w grę wchodzi jeszcze odsalarka do wody morskiej, która już niedługo powinna u nas zagościć. Z uwagi na rejs w większości dwuosobowy, zdecydowaliśmy się na odsalarkę 12-woltową, która powinna dać radę w 100%. 

Z typowych urządzeń żeglarskich, wpadnie do nas z pewnością autopilot, ledowe oświetlenie nawigacyjne, kotwiczne, silnikowe oraz wewnętrzne, a do tego zasilimy lodówkę, pompy wody oraz zęzowe oraz… przetwornicę, dzięki której rejs transmitować będziemy dla Was za pomocą Starlinka!

Kolejne nowinki elektryczne już niedługo! Trzymajcie się ciepło, pozdrawiamy z Górek Zachodnich 🙂

Poczytaj też

Wyruszyliśmy! Zapraszamy do prześledzenia pierwszego fragmentu naszej wyprawy! Za nami już całkiem niezły kawał drogi, ale płyniemy dalej!
Po wielu godzinach ciągnięcia kabli, spinania złączek, bezpieczników, liczenia obciążeń i balansowania baterii, w końcu mamy prąd!
Podobno zwykle najlepsze decyzje podejmuje się przez przypadek. Tak było również tym razem, poznajcie historię wypadu na Północny Atlantyk!
pl_PLPolish