Słowem wstępu
Końca dobiega nasz sezon karaibski. Za rufą zostawiliśmy Małe Antyle, opuszczając francusko-holenderskie Saint Martin 16 marca 2025 około godziny 1630 czasu UTC. Trasa do Carthageny liczyła nieco ponad 860 mil morskich i zajęła nam prawie równo 8 dób w warunkach od totalnej flauty, po iście sztormową dziewiątkę Beauforta. Kolumbia to ostatni przed Panamą przystanek po tej stronie Ameryk, a żeglowanie tu wymaga nieco zachodu, o czym nieco więcej w kolejnych akapitach.

Meteo
Wybrzeże kolumbijskie lubi przywitać żeglarzy niezbyt serdecznym, serwującym sztormowe warunki niżem, co powinno zobligować Cię do dokładnego zaplanowania przejścia i przygotowania załogi oraz jachtu.
Wiatr bardzo często przekracza tu 40 węzłów (zawsze patrz na prognozowane porywy!), co nie jest Twoim jedynym zmartwieniem. Nietypowe ukształtowanie dna między półwyspem Guajira a Dominikaną sprzyja piętrzeniu się i interferencji fal, które nie ułatwiają żeglugi. Ostatnim czynnikiem, który musisz wziąć pod uwagę jest ujście rzeki Magdaleny, które znajduje się na końcu wcześniej wspomnianego półwyspu w miejscowości Barranquilla. Rzeka wyrzuca do morza bardzo dużo pni, kłód oraz śmieci. Weź to pod uwagę i omiń ten cypel bezpiecznym łukiem, najlepiej w ciągu dnia. My zrobiliśmy aż 50 mil zapasu, a jechaliśmy wówczas 2 doby przy wietrze na poziomie 38-45 węzłów AWS, chwała Neptunowi, że w rufę.
Skoro mamy już omówione kwestie bezpiecznej żeglugi, możemy przejść dalej.
Formalności, dokumenty i agent
Jachty pod obcą banderą, chcące zawinąć do Kolumbii potrzebują pomocy agenta, ponieważ formalności wjazdowych, odprawy i innych kwestii z władzami nie możemy załatwić samodzielnie. Dzięki podpowiedziom kolegów żeglarzy stacjonujących w Kolumbii, zdecydowaliśmy się skorzystać z pomocy przemiłego Jose z agencji Rymar (jeśli potrzebujesz namiar, śmiało odezwij się, a przekażę kontakt), z którym chwilę przed wyjściem z Saint Martin skontaktowałem się przez WhatsApp.
Należy wówczas wysłać dokument z wyjściowej odprawy na Saint Martin, listę ostatnich dziesięciu odwiedzonych portów, dokument rejestracyjny jachtu oraz paszporty wszystkich członków załogi. Po wejściu w strefę zasięgu AIS trzeba wywołać na kanale 16 VHF lokalne port authority, zgłosić wejście i podać dane swojego agenta. Zarząd portu pozwala wpłynąć na kotwicowisko, a w porcie spotykamy się z agentem, który aranżuje spotkanie z Kapitanem całego portu Carthagena, bierzemy ze sobą oryginały dokumentów i chwilę później jacht jest już odprawiony. Paszporty stempluje w urzędzie agent i oddaje po paru godzinach. Sprawa ma się niemalże identycznie w momencie wyjścia.
Cała usługa, dzięki której otrzymujemy pozwolenie na postój pięciodniowy kosztuje 230 dolarów amerykańskich, na co składa się 180 dolarów opłaty dla Pana Jose oraz 50 dolarów na procedurę i dokumenty od władz. Drogo? Nie mnie oceniać, ale rzec bez cienia wątpliwości mogę, że według mnie nie ma to żadnego sensu, a agent służy głównie jako tłumacz i chłopiec, który zamiast mnie załatwił formalności w urzędzie? Z procedurą raczej na pewno poradziłbym sobie sam i zaoszczędził przy tym 180 dolarów.

Oczywiście nieco się śmieję. Rozmawiając z Jose, dowiedziałem się, że w Kolumbii rząd po prostu bardzo wszystko kontroluje, a agent zwyczajnie za nas ręczy.
Po zakończonej odprawie można z dość zafalowanego od silników motorówek kotwicowiska, przestawić się do jednej z dwóch marin. My spędziliśmy dwie noce w porcie Club Nautiko, około 30 USD za nockę przy naszych 11 metrach długości, przemiły dockmaster John i kiepskiego standardu łazienki. Ciężko tu o dłuższy komentarz… Do wyboru jest jeszcze Club de Pesca, ale tam nas nie wywiało, więc nie będę zmyślać, choć podejrzewam, że sprawy mają się podobnie.

Turystyka
Carthagena to miejsce, które dosłownie nas zamurowało. Drapacze chmur, nieco klimatu karaibskiego, bardzo bezpieczna okolica, miasto tętniące życiem w zasadzie od zachodu słońca o białego rana, a to wszystko w cenach znacznie niższych niż w Polsce, co dopiero na tych „klasycznych” Karaibach. Zdecydowanie nie tak wyobrażałem sobie ten kraj!
W sklepach znajdziesz praktycznie wszystko, są całodobowe apteki, które oferują znacznie więcej niż lekarstwa i produkty drogeryjne, bez kłopotu znajdziesz też sensowny sklep techniczny. Na ulicach zjesz pyszny lokalny streetfood za ekwiwalent kilku złotych, a jeśli masz ochotę na wyjście do fajnej knajpki, to portfel również Cię nie zaboli.
Największe wrażenie robi stare miasto. Kolory, murale, uśmiechnięci, tańczący ludzie, wszechobecna muzyka, no naprawdę ciężko się nie zakochać. Uwierz mi! Jedynym kłopotem może być temperatura, jest potwornie gorąco, zwłaszcza w mieście, więc zabawy, zwiedzanie i spacery najlepiej zostawić na godziny po 1600, gdy słońce daje już trochę fory.

Pora na Pacyfik
Dzięki za przeczytanie kolejnego wpisu! Lada dzień ruszamy do Panamy, więc oczekujcie tekstu o przeprawie przez kanał.